wtorek, 8 stycznia 2013

A tak to się zaczęło…


Myślę, że moje zamiłowanie do gotowania wywodzi się z czasów, gdy jako mała dziewczynka przed świętami asystowałam babci przy nocnym wypiekaniu mazurków, serników i innych pyszności.  Później na długie lata moje kulinarne upodobania pozostawały w uśpieniu, a szczytem moich kuchennych dokonań było zrobienie tostów, a w przypadku większego natchnienia  jajecznicy (ale za to z dodatkami). Studiując jednocześnie podjęłam pracę, więc nie mogłam narzekać na nadmiar wolnego czasu. Dlatego moje menu w tamtym okresie nie było zbyt urozmaicone, opierało się głównie na frytkach i odgrzewanych kotletach  przywiezionych od babci (tej od świątecznych wypieków). Po zmianie pracy zyskałam nieco więcej czasu i powolutku, powolutku moje działania w kuchni zaczęły wykraczać ponad odgrzewanie babcinych potraw. Ciężko jednak było cokolwiek sensownego zrobić mając do dyspozycji starą kuchenkę gazową oraz takiż piekarnik, który nie posiadał opcji ustawienia temperatury oraz czasu pieczenia, ale za to obowiązkowo przypalał wszystko co znalazło się w jego wnętrzu. Cóż w wynajmowanym mieszkaniu nie można było wybrzydzać :P ).

Około dwóch lat temu nadeszły jednak dla mnie i mojego gotowania lepsze czasy. Własne (za trzydzieści lat kredytu) mieszkanie, a w nim własna kuchnia taka jak z kołysanki, nie za duża, nie za mała lecz w sam raz. No i przede wszystkim nowiutki piekarnik z funkcjami do wyboru do koloru! ( dziś już właściwie standardem jest jego codzienna praca J ). Nadszedł czas na przypomnienie smaków dzieciństwa, jednak głównie na gotowanie i pieczenie nowych potraw z przepisów znalezionych w gazetach , Internecie, a właściwie gdziekolwiek! Staram się co kilka dni robić coś „po raz pierwszy”. Ciekawość jak to wyjdzie i czy będzie smakować jest tak silna, że nie potrafię się powstrzymać. A nie ma większej nagrody niż widok męża wcinającego ze smakiem zrobiony przeze mnie obiad czy deser lub znajomych np. z pracy, których w chwilach zbyt dużego dostatku nie omieszkam częstować i dokarmiać :P 

I wierzcie mi,  gotować może każdy, nie potrzeba ani specjalnych zdolności, ani sprzętów. Nie mam maszyny do wypieku chleba, a piekę go regularnie co kilka dni, nie posiadam też  maszyny do wypieku muf finek, a przetestowałam już wiele kombinacji smakowych, nie mam też robota kuchennego (poza mężem, ale to oporny egzemplarz), więc czasem od siekania i krojenia mam odciski… Właściwie to piekarnik, mikser i blender to jedyne urządzenia a cała reszta to moje rączki! 

Tak więc jak każdy nałóg i ten wciąga, jednak wcale nie chcę się z niego wyleczyć! A skąd pomysł na bloga? Nie powiem, że to był mój pomysł. Właściwie to w ogóle nie był mój pomysł, nawet w najmniejszej części :P Po zakupie ciut lepszego aparatu zaczęłam eksperymentować z fotografowaniem, a cóż lepiej nadaje się do sfotografowania niż smakowita sałatka czy ciasteczka? No ale tak fotografować tylko dla siebie to trochę szkoda. Chciałam podzielić się ze światem chociaż wizualnie tymi pysznościami więc od kilku miesięcy regularnie wrzucałam fotki na facebooka. Coraz częściej pojawiały się pytania o przepis, więc skanowałam lub linkowałam dla zainteresowanych. Moja droga koleżanka wpadła jednak na ten genialny pomysł założenia bloga, a przy aprobacie mojego męża pomysł przeszedł w fazę realizacji! A jako, że Nowy Rok jest czasem zmian i nowych postanowień oto moje noworoczne postanowienie: zacznę pisać bloga! Nie zniechęciło mnie nawet odkrycie, że istnieje już blisko półtora tysiąca blogów kulinarnych w Polsce.  W końcu co mam do stracenia? Spróbuję…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz.

Drukuj