niedziela, 24 lutego 2013

Nieudane kokosanki – czyli opowieść z cyklu moich wpadek kulinarnych


Od dawna marzyły mi się kokosanki. Bardzo lubię te ciasteczka, a że nie jadłam ich od miesięcy postanowiłam zrobić sama. Znalazłam przepis w Internecie, na widok kokosanek na zdjęciu już ciekła mi ślinka. Zakupiłam niezbędne produkty, czyli mleko skondensowane i wiórki kokosowe. Pozostałe składniki takie jak mąka, masło, cukier, jajka czy proszek do pieczenia, miałam w domu. 

Według przepisu, rozpuściłam masło i wymieszałam z mlekiem oraz cukrem. Następnie dodałam mąkę, wiórki kokosowe oraz jajka, a także wanilię i proszek do pieczenia. Składniki mieszałam do uzyskania jednolitej masy. (Do tego momentu, wszystko było w porządku). Ciasto należało nałożyć na blaszkę i uformować z niego okrągłe ciasteczka. No i tu zaczęły się tzw. „schody”. Kiedy zaczęłam przekładać ciasto łyżeczką na papier do pieczenia, zorientowałam się, że jest ono zbyt luźne, krótko mówiąc po prostu rozlewa się na płasko i absolutnie nie wchodzi w grę „uformowanie” z niego czegokolwiek. Cóż, lekko załamana, czym prędzej zawołałam na ratunek męża, gdyż w tym momencie wydało mi się to najlepszym rozwiązaniem problemu. Dodam tutaj, że mój mąż zwykle sprawdza się świetne jako rozwiązanie wszelakich problemów, nie tylko kulinarnych i kiedy natrafiam na jakąś trudność, to zawsze pierwsza myśl jaka mi się nasuwa „zapytać męża”. A, że mój mąż zaprzyjaźniony jest wielce z niejakim kolegą „GOOGLE” (dużo lepiej niż ja) zwykle razem pomagają mi wyjść z każdej opresji! 

Radą moich wybawców było dodanie co ciasta mąki w takiej ilości, aby jego konsystencja przestała być płynna. Zaczęłam zatem dosypywać po łyżce, raz ja, raz mąż, potem znów ja w ramach wkładu kolegi „googla”, a potem znów za siebie samą.  Mieszanie oddałam całkowicie w ręce silnego mężczyzny, gdyż ciasto z podwójną ilością mąki (w stosunku do ilości zaleconych w przepisie) mieszało się naprawdę bardzo ciężko. Ponownie nakładałam ciasto na blaszkę… No dobra rozlewało się nieco wolniej, ale wciąż nijak nie dało się uformować z niego czegoś na kształt kokosanek. Zła i zdołowana, jednak wciąż zdeterminowana na zjedzenie czegoś słodkiego wstawiłam owe „okrągłe placki” do piekarnika. Podczas pieczenia ciastka rozlały się jeszcze bardziej niż na początku, co skutkowało ich połączeniem. Po jakiś 18 minutach wyjęłam je z piekarnika i dałam im ostygnąć. 

Powiem tak, ciastka do kosza nie poszły, ponieważ wyrzucenie jedzenie jest absolutnie ostatnią rzeczą jaką chciałabym zrobić. Na pewno „kokosankami” nazwać ich nie można, dlatego dla niepoznaki nazwałam je ciastkami kokosowymi. Te z większą ilością mąki były twarde, a im dłużej leżały tym bardziej zastanawiałam się, czy podczas gryzienia nie połamię sobie zębów. W smaku były nawet nienajgorsze, jednak od zjedzenia więcej niż dwóch na raz można było dostać mdłości. 

Tak to zakończyła się moja kokosowa przygoda. Wciąż mam ochotę na prawdziwe kokosanki, jednak tym razem chyba pofatyguję się po nie do sklepu. Mam prośbę, jeżeli macie naprawdę dobry, sprawdzony przepis na kokosanki podeślijcie!

1 komentarz:

  1. Też robiłam kokosanki z przepisu i wyszły mi dokładnie takie same czyli do niczego, lepiej kupic gotowe w sklepie:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz.

Drukuj