Moja przygoda z
decoupage zaczęła się jesienią 2010 roku. Od dawna korciło mnie strasznie, żeby
coś tworzyć, więc robiłam różne rzeczy jakie tylko przyszły mi do głowy m.in.
owijałam butelki kolorowymi kordonkami (jedna z takich butelek widoczna jest na
zdjęciu z muf finkami). Powoli czytałam w internecie różne artykuły na
temat rękodzieła, ale ponieważ nie jestem typem samouka zupełnie nie wiedziałam
jak się do tego zabrać, od czego zacząć. Kiedyś przypadkowo w pracy na
spotkaniu „zapoznawczym”, kiedy każdy miał powiedzieć o sobie coś czego inni
pracownicy o nim nie wiedzą, koleżanka wspomniała, że robi decoupage. A. była
na tyle uprzejma, że po krótkiej rozmowie zaproponowała pokazać mi podstawowe
preparaty oraz techniki. No i tak to się właśnie zaczęło.
W styczniu 2011
znalazłam w Internecie kursy decoupage i postanowiłam zapisać się na jeden
wybrany. Dobrze to pamiętam, to był kurs tzw. „malarski”. Zrobiłam wtedy
piękną, cieniowaną tacę i obraz z damą.
Powolutku
zaczynałam od małych pudełek i nieudolnych dekoracji przez bardziej
skomplikowane zdobienia drewna, metalu, szkła z wykorzystaniem złoceń, past
strukturalnych i całego mnóstwa specjalistycznych preparatów. Przez 2 lata cały
czas ( raz, dwa razy w miesiącu) chodziłam na kursy, a po skończeniu większości
stopni - na warsztaty tematyczne (gdyby ktoś z Was był zainteresowany bardzo polecam). Warunki domowe również mi sprzyjały, ponieważ miałam na
wyłączność duży stół, który przerobiłam na mini pracownię, więc wszystkie
lakierowane przedmioty mogły w spokoju na nim stać. A niektóre rzeczy stały naprawdę
długo, ponieważ nakładać kolejne warstwy lakieru można co 8 godzin (dwa razy
dziennie), a takich warstw na jeden przedmiot nieraz trzeba nałożyć 40-50, aby
uzyskać odpowiedni efekt.
W tej chwili robię
już zdecydowanie mniej rzeczy, ponieważ niestety nie ma, aż tak dużego popytu
na rynku na ręcznie robione artykuły. Decoupage nie może być tani jeżeli jest
dobrze zrobiony, ponieważ wymaga wielu godzin pracy, a koszty specjalistycznych
preparatów również są wysokie. Od czasu do czasu jednak robię coś albo na
prezent, albo dla rodziny. Ostatnio zrobiłam między innymi kilka pisanek z
gęsich wydmuszek.
Jeżeli
chcielibyście obejrzeć inne „dzieła” zapraszam na mój prywatny profil nafacebooku, gdzie znajdziecie kilka galerii podzielonych tematycznie i
dosyć sporo amatorskich fotek.
ale piękne jajeczka, w przyszłym roku spróbuję je zrobić, bo w sklepie takich pięknych nie widziałam)))) pozdrawiam))
OdpowiedzUsuńMiło mi, że się podobają :)
UsuńPiękne!!! Podziwiam zdolności :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :)
Usuń