czwartek, 12 grudnia 2013

Relacja z warsztatów fotograficznych sponsorowanych przez markę Olympus

Miłą niespodzianką było dla mnie zaproszenie, jakie otrzymałam od serwisu Smaczne Blogi i Fotoblogia na warsztaty fotograficzne prowadzone przez fotografa Jakuba Kaźmierczyka. Tym bardziej miło mi było, że to pierwszy raz kiedy dostałam tego typu zaproszenie. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz powtórzy się taka okazja. Spotkanie w którym uczestniczyło ponad 20 osób prowadzących blogi kulinarne trwało niecałe sześć godzin. Nareszcie mogłam poznać koleżanki (i kolegę), podzielające te same pasje, mające te same dylematy i problemy :).  

Na początku została nam przedstawiona prezentacja dotycząca m.in. różnic między fotografią life stylową, a komercją, doboru ekspozycji, wyboru oświetlenia itd. Na kilku przykładach mogliśmy się przekonać jak bardzo różni się zdjęcie zrobione przez fotografa od grafiki, którą widzimy na banerach reklamowych, czy opakowaniach żywności. Mam wrażenie, że przy takiej fotografii komercyjnej większą rolę odgrywa praca grafika komputerowego, aniżeli fotografa. Dzisiejsze programy pozwalają niemalże na „złożenie” kanapki z pojedynczo sfotografowanych produktów. Sama nie wiem, czy większy budzi to mój podziw, zdziwienie, czy raczej przerażenie?

Po prezentacji przyszła pora na zajęcia praktyczne. Kuba przygotował dla nas trzy ciekawe kompozycje, które mogliśmy dowoli fotografować z różnych perspektyw: muffinki, cynamonowe babeczki oraz włoski stół z mozzarellą, pomidorami i bazylią – widoczne na zdjęciach poniżej. Było też ciasto, ale jak sam Kuba je nazwał było to „nieszczęsne ciasto”, gdyż jego forma po kilkugodzinnej podróży nie była najlepsza :P. Sporo czasu Kuba poświęcił na pokazanie nam jak w prosty sposób, bez większych nakładów finansowych zmodyfikować światło zarówno naturalne jak i sztuczne tak, aby uzyskać ładnie doświetlone zdjęcie. Zaskakujące jak drobne sztuczki i użycie gadżetów typu lusterko, czy klips może zmienić światło i ułatwić nam pracę.





Kuba wielokrotnie podkreślał, że nie potrzebne nam są żadne namioty bezcieniowe, ani zaopatrywanie się w większa ilość lamp, czy to błyskowych, czy stałych, w końcu my głównie gotujemy i nie chcemy robić z naszych mieszkań studiów fotograficznych. Z tym akurat się zgodzę :).

W części praktycznej każdy miał okazję zapoznać się z aparatami marki Olympus. Można było dowoli testować sprzęt, a nawet zabrać karty ze swoimi zdjęciami zrobionymi przy ich pomocy. Osobiście nie testowałam żadnego aparatu, więc nie mogę się wypowiedzieć w tej kwestii. Mój budżet, pomimo proponowanych atrakcyjnych zniżek, nie przewiduje w najbliższym czasie zakupu nowego sprzętu, stąd wolałam, żeby żaden nie wpadł mi w oko.

Bardzo spodobała mi się ostatnia część zajęć, która została poświęcona obróbce zdjęć w programie Lightroom. Niestety nie jestem w jego posiadaniu, jednak prostota obsługi i możliwość szybkiej obróbki większej ilości zdjęć skłania mnie do rozważenie zakupu tego programu. Kuba zwrócił także uwagę na bardzo istotną kwestię, o której często się zapomina, mianowicie otagowanie zdjęć. Nie chodzi tutaj o podpis pliku, czy też podpis zdjęcia w poście, a tagi zapisane w parametrach pliku. Dzięki właściwemu otagowaniu naszych fotografii, ułatwiamy dotarcie na nasz blog osobom, które wyszukują w googlach przepisów po zdjęciach.


Nie byłabym sobą , gdybym nie wspomniała również o tym co mi się nie podobało, a wręcz raziło. Chodzi mianowicie o organizację. Na samym początku czekaliśmy dosyć długo pod drzwiami, ściśnięci w niewielkim, klaustrofobicznym korytarzyku, pomiędzy czterema windami, a zamkniętymi z obu stron drzwiami. Następnie, kiedy już trafiliśmy do sali, okazało się, że 1/3 osób miejsc przy stole nie ma, a nawet był problem z organizacją jakichkolwiek miejsc siedzących dla przybywających w późniejszym czasie uczestników. Nie wiem już dokładnie ile nas tam było, 24-26 osób, coś takiego. Moim zdaniem można nas było podzielić albo na dwie grupy, albo wybrać po prostu większą salę, ponieważ przeciskanie się przez krzesła rozstawione po całej salce nie było miłe, a przygotowanie po prostu nie wyglądało profesjonalnie.

Ponieważ tydzień wcześniej uczestniczyłam w WARSZTATACH organizowanych przez Akademię Nikona, nie sposób nie porównać obu spotkań.  Program obu zajęć był różny, więc nie mogę jednoznacznie stwierdzić, które były lepsze, a które gorsze. Na pewno były inne. W Akademii Nikona warsztaty były prowadzone pod kątem robienia profesjonalnych zdjęć, ciekawych ujęć jak w przypadku chociażby ćwiczeń z „czarnego pola”. Na warsztatach fotoblogii mocno odczuwalne było skupienie na zdjęciach stricte na blogi. Z jednej strony to dobrze, ponieważ uczestnikami byli blogerzy kulinarni, jednak w moim odczuciu to jednak jest zbyt minimalistyczne podejście. Osobiście wychodzę z założenia, żeby mierzyć wysoko, nie ograniczać się, a starać dążyć do perfekcji we wszystkim co się robi. Pod tym kątem na warsztatach Nikona było poruszonych więcej aspektów. Trzeba przyznać, że nawet najlepsze zdjęcia z blogów kulinarnych są zupełnie inne od zdjęć które możemy znaleźć na stockach. I tutaj trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, w którą stronę chcemy iść? Ja spróbuję pogodzić naturalność i smakowitość zdjęć z ich jakością i prostotą jaką widuję właśnie na stockach. Niestety nie do końca pasuje mi podejście tego typu „po co mamy chcieć wyeliminować cienie, skoro w naturze one występują”.  Jednak jak mówię, wszystko zależy od podejścia i punktu widzenia. Same warsztaty fotoblogii uważam za udane, cieszę się jednak, że wcześniej uczestniczyłam w zajęciach Nikona, ponieważ dzięki temu mam pełen obraz i ujęcie z dwóch zupełnie innych punktów widzenia. To pozwala mi na pójście własną drogą.   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz.

Drukuj